Koło Łowieckie BÓR Zielona Góra Etyką, Tradycją i Ekologią stoi. 3 listopada natomiast, członkowie koła szczególnie kultywują właśnie tradycję. I aby tradycji stało się zadość i aby oddać należyty hołd Św. Hubertowi, polowanie należało rozpocząć nie inaczej jak we wspaniałej oprawie mszą świętą, którą poprowadził już tradycyjnie, bo drugi rok z rzędu ksiądz proboszcz Adam Firak z Górzyńskiej parafii. Dzięki ceremonii mogliśmy na chwile zatrzymać się w pędzie powszedności, oddać się refleksji, wysłuchać i zrozumieć nie tylko mądrości jaka zawarta jest w tekście pisma świętego ale także wygłoszonej interpretacji. Jak podkreślał ks. proboszcz, tak jak myśliwi mają swój regulamin, który czuwa nad naszym bezpieczeństwem, tak człowiek, czy to katolik czy nie, powinien żyć według dekalogu.
„Szanuj bliźniego swego jak siebie samego”.
Święty Hubert z Dębu.
Coż to za tradycja, która nie ma odwołania w legendzie. Cóż to za społeczność, która nie ma patrona? Cóż to za koło, które nie ma ikony swego patrona. Sztuką wielką jest wyrzeźbić, nadać wyraz, przekazać charakter, a obowiązkiem świetności dopełnić. Dnia 3 listopada roku pańskiego 2024 postać Św. Huberta z ręki Droszkowskiego artysty Dominika Staśko rzeźbiona w kilkusetletnim dostojnym Dębie, który od stuleci zakorzeniony był na naszej kołowej ziemi, a kres jego przyszedł po wichurze roku 2021, stanęła i poświęcona została na naszym padole. Niczym trofeum utrwalające żywot zwierzyny, która dla nas oddała życie a my oddajemy jej hołd, cześć i pamięć. „Św. Hubert z Dębu”. Z naszego rodzimego, dostojnego dębu.
Do lewej odlicz!
Polowanie Hubertowskie to polowanie, które mało kto pozwala sobie opuścić. Na zbiórce stanęło 48 strzelb w tym 10 szanowanych gości. Koło BÓR uwielbia, gości a goście lubią koło. Słowa księdza proboszcza nabrały mocy niczym przepowiednia. Ale o tym za chwilę.
Pierwszy miot, drugi miot, trzeci miot no i pokot. Można by tu opowiadać, wymieniać się zdaniami, co było w łowisku, jakie emocje, co kolega widział, jak psy grały, co widziałem, dlaczego nie strzelałem, choć nie po to jest Hubertowskie żeby strzelać jak najwięcej ale żeby się spotkać, pogadać, powspominać. Owszem formalności dopełnić trzeba, pokot był piękny. Była płowa, dzika być na pokocie nie mogło, ale był i drobny drapieżnik. Następnie tradycyjnie mowa. Prezesa przemowa w której jako prowadzący to świetnie zorganizowane polowanie podziękował współprowadzącym i podprowadzającym kol. Kamilowi Reszczyńskiemu kol. Mariuszowi Mikołajczakowi i kol. Jankowi Kaczorkowi. Prowadzący podkreślił szczególne zasługi debiutującego w tak angażującym i odpowiedzialnym zadaniu jakim jest właśnie organizacja polowania, Krzysia Pupko, którego wkład był nieoceniony a i na ponadludzką miarę. Bo czy jeden zwykły człowiek jest w stanie tak i bez reszty zaangażować się od początku do końca? Łowisko objeździć, ołtarz i pokot przygotować, o wędzonkach na biesiadę zadbać?
Jak tradycja to i gwara.
Jak dzika zechcesz to problemu nie ma. Szpile trop Ci wskażą, chyb, chwost i pędzel płeć określą, po słuchach i świecach będziesz wiedział czy Cię aby nie zwęszył, czy wiatru nie dostał. Jak pozyskasz, to za biegi czy rapety chwycisz i z pola z kolegą podniesiesz. Jak będziesz chciał trofeum, to albo sam oręż zachowasz albo suknie z tabakiera ściągniesz. Ale co jeśli w łowisku Tumak bądź Kamionka się trafi? Bądź jeszcze gorzej Badylarz a ty pozyskasz? No podnieść trzeba. I co? Powiesz koledze „za nogi chwyć” czy za „uszy”? Zarząd nasz rezolutny jest i zapobiegliwy, więc i na ta okoliczność starają się nas przygotować. Słownik gwary myśliwskiej każdy z uczestników w prezencie otrzymał aby w łowisku fason utrzymał a wnet loty, cieki, zierniki, uszy, ślepia, wietrzniki w krew i w język wejdą.
Taka atmosfera
Goście zaskoczyli. Kto raz zagości w „BORze” ten szczególnie chętnie wraca. I to nie z pustymi rękoma. Wiem, że nieskromnie to zabrzmi i biorę to na siebie, ale jak sami goście mówią „Taka atmosfera, że miło się u Was poluje”. Szanowny kol. Marek Cichowski z koła „Ponowa Skąpe” obdarował nas przywiezionymi, aż zza Świebodzina ręcznie, genialnie wykonanymi medalami, przez co należało, a nawet wypadało wyłonić dwóch króli polowania, dwóch wice-króli i dwóch króli pudlarzy – a nie, przepraszam jednego, choć wcale w tej konkurencji nie debiutującego, kol. Edwarda Ś. którego z grzeczności nazwiska nie przytoczę 🙂 Wielkie dzięki, naszym przyjaciołom w sumie jak rodzinie 🙂 Beacie Gawłowskiej i Robertowi Gniotowi z koła „Knieja Świdnica ” za medalowy oręż pięknie oprawiony, który ze sobą przywieźli a pochodzi od nie byle odyńca ze świdnickich obwodów pozyskanego przy nie małym udziale doskonałego myśliwego Roberta, zaangażowanego miłośnika nie tylko szeroko pojętej pasji myśliwskiej i oddania się jej ale, także wielkiego miłośnika psów, i zarazem podkładacza, przez członka naszego koła Piotra VADEMECUM Bogdanowicza.
Kto był na ceremonii otwarcia naszego domku ten nie może nie pamiętać wielkiej chwili i szczytnego gestu jakim było podarowanie jednej ze swych strzelb przez wieloletniego prezesa a także łowczego z 52 letnim stażem myśliwego Rzepińskiego koła „Jeleń Rzepin”młodemu, jakby nie było stażem, naszemu łowczemu a prywatnie swemu siostrzeńcowi. Kol. Janusz Kowalski szczególnie podkreślał radość i zadowolenie z uczestnictwa i nie były to puste słowa a przepyszny gest. Kto był ten wie :).
30 lat minęło
„Jako młody 18 letni wtedy chłopak … z bronią o lufach gładkich z przyrządem celowniczym typu papier…… z lornetką rosyjską typu Tento…”
Nie myślałem, że jeszcze dziś będzie coś równie łapiącego za serce jak łamiące głos czytanie pisma świętego.
Dziękujemy wszystkim gościom i za przybycie i za podarunki, prowadzącym za udane i bezpieczne polowanie, kuchni za pełne brzuszki i ciepłą strawę, nagance i pieskom za efekty, lecz według mnie przede wszystkim należy podziękować każdemu z bohaterów tego wielkiego święta . Tym ze świecznika i tym z kuluarów, których wkład w całokształt i efekt jest za każdym razem ogromny i niedoceniony. To dzięki tej cząstce niezwykle i totalnie zaangażowanym osobom, których nazwiska powtarzają się na prawie każdym wydarzeniu organizowanym przez koło, a których nie będę wymieniał aby kogoś nie pominąć, a w zasadzie dzięki tym osobom te polowania, te prace, te wydarzenia są tak przyjemne i tak wciągające. To dzięki Wam koledzy, i niejednokrotnie Waszym żonom, a także Wam przyjaciołom koła, nasz kol. Marcin Choiński skłonił się wyrazić słowa uznania i wdzięczności kierowane do nas a złożone na ręce prezesa w formie materialnego podziękowania. Lecz Marcin na słowach nie zaprzestał. Dzik wytropiony, pozyskany i przygotowany, żubruweczką zalany.
Marcin! Jesteśmy dumni, że należymy do tego samego koła i dziękujemy za kulturę osobistą, wiedzę o przyrodzie, zwierzynie. Dziękujemy, że nadajesz kołu dobry ton. Życzymy Tobie i sobie kolejnych takich lat. I jak ksiądz proboszcz Adam dodał w tym samym zdrowia stanie 🙂
Ostatni miot jak zwykle najbardziej treściwy.
Jadła było co nie miara, dwa ciepłe polowe wykwintne posiłki w tym ciepłe flaczki (dziękujemy kolegom Darkowi, Kacprowi, Jackowi, – nazwisk nie wymieniam bo to zawsze te same 🙂 ) Na obiad wpierwej Marcinowy dzik pieczony, potem domowe Krzyśkowe przekąski aż w końcu Miłoszowe, Brygidowo-Dionizowe” i „Adowo-Pawłowe” ciasta przepyszne. Z założenia skromnie miało być gdyż tak na zarządzie postanowiono. „Potrawy, przekąski i łakocie własnym sumptem przygotować należy”. Czy tak było? Własnym sumptem na pewno było, ale czy skromnie było? Nie było. „Widocznie w kole BÓR inaczej się nie da.” Spuentował prezes gdyśmy po biesiadzie ze stołów znosili.
Dasz Bór! i Bóg z Wami!