
Tak, więc 21.12.2024 na zbiórce stanęły 32 strzelby a że polowanie to wigilijne, integrować się jak najbardziej należało. Polujących z kartką, jedną kartką, było 28 a podwody dwie, czyli przesiadać się trzeba było bo w integracyjnym właśnie o to chodziło.
(Podwody dwie, jak napisałem na wstępie.) Pierwsza to Ford gdzie za kierą nie byle jaki gość bo młody norweski myśliwy dla kolegów Jarek, lecz poważniej brzmi kol. Jarosław Tomaszewicz, który na zaproszenie Łowczego Pawła przybył. Drugą podwodę dumnie prowadził nasz kołowy kolega Leszek Pachała, który nie z obowiązku a z przyjemnością to robi co widać na załączonym obrazku. Auto jak zwykle na polowaniu lśniące (i tu by się przydał osobny wpis, i myślę, że przyjdzie właściwy czas aby i o tym wspomnieć. Mam rację kolego Dionizy?) a tym razem i jedliną udekorowane.



Sygnał na zbiórkę o 8:00, lecz koledzy tak spragnieni kontaktu ze sobą byli, że chyba nie słyszeli. Prowadzący, wzorowo prowadzący o czym za chwilę, poprosił naszych niezawodnych sygnalistów w składzie kol. prezes Arek Opala, kol. podłowczy Kamil Reszczyński, kol. pułkownik Krzysztof Kloc oraz kol. „Król” Marcin, nie pierwszy w tym sezonie, Choiński (i o tym też później jeśli pozwolisz drogi czytelniku) poprosil o ponowienie sygnału skoro po pierwszym nie wszystkich udało się zebrać. Wzorowo prowadzący Łowczy kol. Paweł Ławrynowicz na zbiórce powiedział: polujemy na jedną talię kart aby integracyjnie było, więc przesiadać się będziemy, polujemy na Jelenie – byki, łanie i cielęta, kozy, koźlęta, dziki, drapieżniki (małe miał na myśli).


Apteczki w każdym aucie (były trzy bo traktor z naganką, czy ciągnik jak kto woli, Kamil Kowalski jeszcze nie kolega po strzelbie prowadził), strzał w miot na własną odpowiedzialność jeśli jest kulochwyt a na linii to stań jak najbliżej ściany miotu i ustaw się tak aby nie ograniczać sąsiadów. Stój a nie siadaj jak strzał masz zamiar oddać. W sumie powiedział o wszystkim. Zakaz strzału w miot po sygnale a po nim rozładuj, że broń wypada i nawet należy rozładować, o nagance i o pieskach i ich podkładaczu. I tu chciałbym się na chwilę zatrzymać. Kolega Robert przyjaciel naszego koła z Koła Łowieckiego „Knieja” Świdnica, choć drogi do nas ma 2 godziny, z sympatii zaproszenie przyjął i psami nagankę niewątpliwie wzbogacił. A sforę jego Graję, Celę i Junaka oraz jego samego kto w akcji widział, a ja w Świdnickich łowiskach byłem i doświadczyłem, ten wie, że zwierza w miocie przeznaczenie i plan gospodarki łowieckiej nie ominie.



Ciekawym i praktycznym gestem, za sprawą sponsora nie raz już u nas z powodzeniem goszczonego kol. Marka Cichowskiego, wykazał się Zarząd koła ofiarując jeszcze na zbiórce wszystkim zgromadzonym nietuzinkowy prezent w nieoczywistej oprawie lecz ze stosownym ostrzeżeniem na rewersie. „Nie do spożycia” Nie do spożycia?!
Piękna piędziesiąteczka z wybitnym logo koła a na odwrocie. „Nie do spożycia”. Myślałem, że to żart ale rzeczywiście nadaje się świetnie lecz do smarowania broni czyli sztucera bądź strzelby lecz nie koleżanki Broni.
Novum w repertuarze naszych zacnych, niezawodnych i nieustannie poprzez treningi trzymających bardzo wysoki poziom, sygnalistów był sygnał „Witamy Was” a po nim wybrzmiał „Apel na łowy”. A za nim zbiórka się rozpierzchła, usytuowała i w łowisko wybrała wszystkie numery kart spisane zostały.

Piękny słoneczny i ciepły (a 21 grudnia mamy) poranek, rozprowadzający w osobach kol. podłowczego Kamila Reszczyńskiego i kol. strażnika Mariusza Mikołajczaka rozstawiają pierwszy miot. A w nim chmara i sarna. Miały być dziki i byki i były byki. Czy mamy już Króla i Vicekróla? Nie oceniaj dnia przed zachodem słońca. Polowanie i narada trwa.
I tu uwaga bo znów się zatrzymać ze słowotokiem trzeba. Polowanie podobnie jak wigilia nie zaczęło się dziś. Wiele poświęconych godzin, litry wyjeżdżonego paliwa, nieprzespane noce składają się na efekt. Zdjęcia z fotopułapek i perspektywy napawały optymizmem. W drugim miocie szpicak i wilk. W trzecim miocie 2 małe chmary, w czwartym 2 chmary, rudel i znów wilk.
Niestety. Obecność dużego drapieżnika zniweczyła poświecenie, trud i dorobek. Organizatorów dorobek. Spatrolowane przez agresora łowiska okazały się być przez zwierzynę niemalże opustoszałe. Wilk zaznaczył swoje bytowanie. Nadzieją jednak napawa fakt, że po naganki przejściu przez miot możemy mieć niemalże pewność, że nasza obecność nie pozostała bez presji na „burego” w łowisku. Niech żyje, niech żeruje, lecz wara od naszych łowisk i zwierza wykarmionego z gospodarki naszej.

Na „Wigilijnym” należy z najlepszej strony siebie pokazać, otworzyć się, szczere życzenia złożyć opłatkiem podzielić lecz nie tylko myśliwy z myśliwym a także myśliwy ze zwierzyną. Symboliczny opłatek tradycyjnie dla zwierzyny w paśniku został złożony a każdy z każdym życzeniami się wymienił, uściskiem dłoni, tudzież tzw. „misiem” serdeczność przypieczętował.




Król przedostatniego z integracyjnych polowań na 138 obwodzie, Łowczy Okręgowy kol. Jacek Banaszek, na ręce prezesa naszego życzenia osobiste od siebie złożył wszystkim zgromadzonym, prezes je wygłosił a kol. Dionizy z naszym gościem kolegą Andrzejem Bawłowiczem jako przedstawiciele Zarządu Okręgowego nie omieszkali dołączyć się do nich. I znów się głodny zrobiłem kiedy przypominam sobie smak i aromat potraw świątecznych przy paśniku serwowanych. Wybitne pierogi i barszcz znakomity i dokładka.


Rozstrzygnięcie i finał Wigilijnego Polowania jednak miały miejsce w pierwszym miocie gdzie padł Byk i koza . Na pokocie byk Marcina, koza Kamila i wielkie lecz puste nadzieje Grzesia. Znam Grzesia, dobry człowiek i myśliwy ale widocznie strzał spudlony bo cel Daleki. Choć większości nie muszę, wyprzedzę tu fakty. Królem pudlarzy został kol. Grzegorz nomen omen Daleki. Gratulacje bo trofeum przezacne!



Polowanie udane, bezpieczne, wzorowo poprowadzone i zorganizowane ale my przejdźmy do meritum bo tu sens jest naszego spotkania wigilijnego.
Cześć oficjalna miała mieć czas i miejsce 21 grudnia w Chocimku. Czy Zastal wygrałby tego dnia tworząc skład z dnia na dzień z przypadkowo dobranych nawet wybitnych zawodników.
Piątek 20 grudnia teoretycznie się wszystko zaczęło.
Trzeba było karpie przywieść oskrobać, pokroić, usmażyć. Farsz przygotować, krokiety pozawijać, podsmażyć, uszka, pierogi barszcz znakomity (jedwabisty moim zdaniem skromnym, zgaga nie piekła więc szlachetny był) ciasto upiec….
Od piątku zatem sprawy w swoje ręce wzięli i wybaczcie za brak jakiegokolwiek uporządkowania czy chronologii.

Wprawdzie łowczy „wzorowy” już ich słowami nagrodził i wprawdzie tylko ogólnie lecz
ani z imienia ani z nazwiska z uwagi na czas na odprawie okrojony bo zbyt długo by to trwało. Ja tu czasu nie liczę i ja ich wymienię i zadbam na tyle ile mogę aby o nich wspomnieć i zapamiętać.
Szacunek wielki i brawa należą się ze strony wszystkich uczestników;
Darkowi Dariuszowi Rzepskiemu, Krzysiowi Krzysztofowi Pupko i jego skromnej i pracowitej jak Pszczółka Maja żonie Agnieszce szczególnie, bo bywam tam i wiadomo, że ona gospodarką trzęsie,
Jackowi co ciasto upiekł i w ogóle pomógł i dwa dni wcześniej się do nas zbierać musiał bo choć w Jeleniej Górze mieszka to koło nasze wizytą swą zaszczycił, szanowny kol. Witczak Jacek kucharz, cukiernik i w ciemno randkowicz wspaniały,
kol. Jacek lecz tym razem zasłużony młody emeryt Demczak oraz Robert Master szef Kuchni kol. Kosicki (ten to gotuje), weteran i szef i mistrz kuchni polowej kol. Jacek Turowski oraz uwaga bo Diana, Justyna Jankowska z koła,”Słonka” Zielona Góra a także Reszczyńska Iwonka co dwa dni dla nas i garów oddała, „Marcin i Tomek co zdzwonili się telefonem siema ziom ziomek ustawka dzisiaj pod domem”.

Tym razem niech żyją Łuczaki! Była Kasia być może już niedługo diana a śmiem tak twierdzić z obserwacji fascynacji ze strzelania do rzutek i był mąż jej Marcin, któremu też się zdarza polować. A skąd w tekście Tomek? Tomek to wielki nie tylko ciałem ale i siłą sprawczą koordynującą wszystkie te ochotników zaangażowania kuchennego zaplecza organizator. Niby każdy nuty zna ale to nie znaczy, że orkiestra jak trza zagra. I tu właśnie rolę swą odegrał „Siema ziom, ziomek”, nikt inny jak skarbnik kol. Kaczmarek Tomek.

Świąteczną, przepiękną scenerię bajkową, choinkę przez króla polowania z lasu przytarganą a potem gustownie ubraną, przystrojone okna, parapety, świąteczne koszyczki, kokardy, girlandy, stroiki, świąteczną na stołach zastawę Ekipie Brygidy zawdzięczamy w skład, której wcieliła nie tylko męża swego kol. Dionizego lecz także koleżanki swoje Marzenę Walczak, Małgosię Dudek i męża jej Wiktora oraz Iwonę i Kamila Rzeszczyńskich.
Specjalnie dobrany zespół z wyselekcjonowanych i sprawdzonych ochotników, współtworzących wyjątkowe i niepowtarzalne spotkanie w roku sprawił, że wieczerza, która była głównym celem sobotniego spotkania przy strzelbie dian i myśliwych wyglądała i smakowała jak u mamy. Sala przystrojona, choinka ubrana, stoły zastawione i udekorowane. Wszystko wyglądało jak Hollywoodzka sceneria przed MEGA produkcją. „Kevin Sam w Domu” czy „Wigilijna opowieść” przy naszej scenerii wygląda blado jak chudy lis albo księżyc w pełni. Wszystko wyglądało jakby kobiecą dłonią udekorowane.


I część racji w tym jest. Ale nie cała. Bo wielki sercem przyrodniczym, łowieckim i familijnym postawił na swoim. Świąteczna oprawa na stole a nie plastik ma być i basta. Temu Św. Hubert Darzy kto dobrze gospodarzy. Marcin jak nikt spełnia wszelkie te kryteria. Wprawdzie talerzy z porcelany nie było, lecz jedlina na nich i świąteczne motywy sprawiły, że żal mi tego minionego już czasu bo chciałbym aby co tydzień się zdarzało aby móc przy stole z kolegami w takich okolicznościach pobiesiadować, pogaworzyć. Bo każdy z nas nie tylko zawodowo pracującym i hobbystą myśliwym jest, ojcem i mężem ale także najprawdziwszym zwykłym człowiekiem. A człowiek to zwierze stadne, które bliskości, czasem wsparcia i pomocy i kontaktu z serdecznymi ludźmi łaknie.
Zdrowych, spokojnych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia.