3.11.2024 r. Niech Wam Święty Hubert Darzy i Bóg z Wami!

Koło Łowieckie BÓR Zielona Góra Etyką, Tradycją i Ekologią stoi. 3 listopada natomiast, członkowie koła szczególnie kultywują właśnie tradycję. I aby tradycji stało się zadość i aby oddać należyty hołd Św. Hubertowi, polowanie należało rozpocząć nie inaczej jak we wspaniałej oprawie mszą świętą, którą poprowadził już tradycyjnie, bo drugi rok z rzędu ksiądz proboszcz Adam Firak z Górzyńskiej parafii. Dzięki ceremonii mogliśmy na chwile zatrzymać się w pędzie powszedności, oddać się refleksji, wysłuchać i zrozumieć nie tylko mądrości jaka zawarta jest w tekście pisma świętego ale także wygłoszonej interpretacji. Jak podkreślał ks. proboszcz, tak jak myśliwi mają swój regulamin, który czuwa nad naszym bezpieczeństwem, tak człowiek, czy to katolik czy nie, powinien żyć według dekalogu.
„Szanuj bliźniego swego jak siebie samego”.

Święty Hubert z Dębu.
Coż to za tradycja, która nie ma odwołania w legendzie. Cóż to za społeczność, która nie ma patrona? Cóż to za koło, które nie ma ikony swego patrona. Sztuką wielką jest wyrzeźbić, nadać wyraz, przekazać charakter, a obowiązkiem świetności dopełnić. Dnia 3 listopada roku pańskiego 2024 postać Św. Huberta z ręki Droszkowskiego artysty Dominika Staśko rzeźbiona w kilkusetletnim dostojnym Dębie, który od stuleci zakorzeniony był na naszej kołowej ziemi, a kres jego przyszedł po wichurze roku 2021, stanęła i poświęcona została na naszym padole. Niczym trofeum utrwalające żywot zwierzyny, która dla nas oddała życie a my oddajemy jej hołd, cześć i pamięć. „Św. Hubert z Dębu”. Z naszego rodzimego, dostojnego dębu.

Do lewej odlicz!
Polowanie Hubertowskie to polowanie, które mało kto pozwala sobie opuścić. Na zbiórce stanęło 48 strzelb w tym 10 szanowanych gości. Koło BÓR uwielbia, gości a goście lubią koło. Słowa księdza proboszcza nabrały mocy niczym przepowiednia. Ale o tym za chwilę.

Pierwszy miot, drugi miot, trzeci miot no i pokot. Można by tu opowiadać, wymieniać się zdaniami, co było w łowisku, jakie emocje, co kolega widział, jak psy grały, co widziałem, dlaczego nie strzelałem, choć nie po to jest Hubertowskie żeby strzelać jak najwięcej ale żeby się spotkać, pogadać, powspominać. Owszem formalności dopełnić trzeba, pokot był piękny. Była płowa, dzika być na pokocie nie mogło, ale był i drobny drapieżnik. Następnie tradycyjnie mowa. Prezesa przemowa w której jako prowadzący to świetnie zorganizowane polowanie podziękował współprowadzącym i podprowadzającym kol. Kamilowi Reszczyńskiemu kol. Mariuszowi Mikołajczakowi i kol. Jankowi Kaczorkowi. Prowadzący podkreślił szczególne zasługi debiutującego w tak angażującym i odpowiedzialnym zadaniu jakim jest właśnie organizacja polowania, Krzysia Pupko, którego wkład był nieoceniony a i na ponadludzką miarę. Bo czy jeden zwykły człowiek jest w stanie tak i bez reszty zaangażować się od początku do końca? Łowisko objeździć, ołtarz i pokot przygotować, o wędzonkach na biesiadę zadbać?

Jak tradycja to i gwara.
Jak dzika zechcesz to problemu nie ma. Szpile trop Ci wskażą, chyb, chwost i pędzel płeć określą, po słuchach i świecach będziesz wiedział czy Cię aby nie zwęszył, czy wiatru nie dostał. Jak pozyskasz, to za biegi czy rapety chwycisz i z pola z kolegą podniesiesz. Jak będziesz chciał trofeum, to albo sam oręż zachowasz albo suknie z tabakiera ściągniesz. Ale co jeśli w łowisku Tumak bądź Kamionka się trafi? Bądź jeszcze gorzej Badylarz a ty pozyskasz? No podnieść trzeba. I co? Powiesz koledze „za nogi chwyć” czy za „uszy”? Zarząd nasz rezolutny jest i zapobiegliwy, więc i na ta okoliczność starają się nas przygotować. Słownik gwary myśliwskiej każdy z uczestników w prezencie otrzymał aby w łowisku fason utrzymał a wnet loty, cieki, zierniki, uszy, ślepia, wietrzniki w krew i w język wejdą.

Taka atmosfera
Goście zaskoczyli. Kto raz zagości w „BORze” ten szczególnie chętnie wraca. I to nie z pustymi rękoma. Wiem, że nieskromnie to zabrzmi i biorę to na siebie, ale jak sami goście mówią „Taka atmosfera, że miło się u Was poluje”. Szanowny kol. Marek Cichowski z koła „Ponowa Skąpe” obdarował nas przywiezionymi, aż zza Świebodzina ręcznie, genialnie wykonanymi medalami, przez co należało, a nawet wypadało wyłonić dwóch króli polowania, dwóch wice-króli i dwóch króli pudlarzy – a nie, przepraszam jednego, choć wcale w tej konkurencji nie debiutującego, kol. Edwarda Ś. którego z grzeczności nazwiska nie przytoczę 🙂 Wielkie dzięki, naszym przyjaciołom w sumie jak rodzinie 🙂 Beacie Gawłowskiej i Robertowi Gniotowi z koła „Knieja Świdnica ” za medalowy oręż pięknie oprawiony, który ze sobą przywieźli a pochodzi od nie byle odyńca ze świdnickich obwodów pozyskanego przy nie małym udziale doskonałego myśliwego Roberta, zaangażowanego miłośnika nie tylko szeroko pojętej pasji myśliwskiej i oddania się jej ale, także wielkiego miłośnika psów, i zarazem podkładacza, przez członka naszego koła Piotra VADEMECUM Bogdanowicza.
Kto był na ceremonii otwarcia naszego domku ten nie może nie pamiętać wielkiej chwili i szczytnego gestu jakim było podarowanie jednej ze swych strzelb przez wieloletniego prezesa a także łowczego z 52 letnim stażem myśliwego Rzepińskiego koła „Jeleń Rzepin”młodemu, jakby nie było stażem, naszemu łowczemu a prywatnie swemu siostrzeńcowi. Kol. Janusz Kowalski szczególnie podkreślał radość i zadowolenie z uczestnictwa i nie były to puste słowa a przepyszny gest. Kto był ten wie :).

30 lat minęło

„Jako młody 18 letni wtedy chłopak … z bronią o lufach gładkich z przyrządem celowniczym typu papier…… z lornetką rosyjską typu Tento…”
Nie myślałem, że jeszcze dziś będzie coś równie łapiącego za serce jak łamiące głos czytanie pisma świętego.


Dziękujemy wszystkim gościom i za przybycie i za podarunki, prowadzącym za udane i bezpieczne polowanie, kuchni za pełne brzuszki i ciepłą strawę, nagance i pieskom za efekty, lecz według mnie przede wszystkim należy podziękować każdemu z bohaterów tego wielkiego święta . Tym ze świecznika i tym z kuluarów, których wkład w całokształt i efekt jest za każdym razem ogromny i niedoceniony. To dzięki tej cząstce niezwykle i totalnie zaangażowanym osobom, których nazwiska powtarzają się na prawie każdym wydarzeniu organizowanym przez koło, a których nie będę wymieniał aby kogoś nie pominąć, a w zasadzie dzięki tym osobom te polowania, te prace, te wydarzenia są tak przyjemne i tak wciągające. To dzięki Wam koledzy, i niejednokrotnie Waszym żonom, a także Wam przyjaciołom koła, nasz kol. Marcin Choiński skłonił się wyrazić słowa uznania i wdzięczności kierowane do nas a złożone na ręce prezesa w formie materialnego podziękowania. Lecz Marcin na słowach nie zaprzestał. Dzik wytropiony, pozyskany i przygotowany, żubruweczką zalany.

Marcin! Jesteśmy dumni, że należymy do tego samego koła i dziękujemy za kulturę osobistą, wiedzę o przyrodzie, zwierzynie. Dziękujemy, że nadajesz kołu dobry ton. Życzymy Tobie i sobie kolejnych takich lat. I jak ksiądz proboszcz Adam dodał w tym samym zdrowia stanie 🙂

Ostatni miot jak zwykle najbardziej treściwy.
Jadła było co nie miara, dwa ciepłe polowe wykwintne posiłki w tym ciepłe flaczki (dziękujemy kolegom Darkowi, Kacprowi, Jackowi, – nazwisk nie wymieniam bo to zawsze te same 🙂 ) Na obiad wpierwej Marcinowy dzik pieczony, potem domowe Krzyśkowe przekąski aż w końcu Miłoszowe, Brygidowo-Dionizowe” i „Adowo-Pawłowe” ciasta przepyszne. Z założenia skromnie miało być gdyż tak na zarządzie postanowiono. „Potrawy, przekąski i łakocie własnym sumptem przygotować należy”. Czy tak było? Własnym sumptem na pewno było, ale czy skromnie było? Nie było. „Widocznie w kole BÓR inaczej się nie da.” Spuentował prezes gdyśmy po biesiadzie ze stołów znosili.
Dasz Bór! i Bóg z Wami!

Pora na pióro i „Białe Najki”


101 bażantów na 101 lat PZŁ można by powiedzieć. Jakoś tak się rozkręciło, że w naszym kole to już norma i co roku o tej porze introdukujemy.

6. września 2024 r. czyli w ostatnim dniu pierwszego tygodnia szkoły naszych podopiecznych z Lubska i nie tylko o czym dalej, zaplanowana i wykonana została szczytna akcja z drugim dnem a może nawet i trzecim. Introdukcja bażanta ma na celu przede wszystkim uatrakcyjnienie i dbanie o bioróżnorodność łowiska. Widok podnoszonego się ptactwa kiedy spacerowym trybem przemierzasz łowisko jest nagrodą za poniesione nakłady nie tylko finansowe, bo przecież łowisko na pióro trzeba przygotować (albo pióro albo kita). Wypuszczanie ptaków to spektakularne zjawisko. Furkot wznoszących w błękit nieba skrzydeł, widok swobodnie opadających wypierzonych piór i oddalający się w kierunku wypatrzonej, nomen omen z lotu ptaka, remizy daje porządną dawkę dopaminy. Nie codziennie przeżywa się doznanie tak bliskiego obcowania z dziką przyrodą. Właśnie ofiarowałeś wolność. Możliwość bytowania w naturalnym otoczeniu. Leć bażant, leć. I żyj. Czy kura jesteś czy kogut.

I tym się dzielimy i tego też uczymy, nasze dzieci. Radość, uśmiechnięte twarze, śmiechy, integracja, wspólne przygody i doznania. Drugie dno. Piękna inicjatywa. Połączenie przyjemnego z pożytecznym.
I w tej materii tym razem mistrzami akcji zostali organizatorzy introdukcji z naszego obwodu nr. 138.
Na 184 było emocjonująco, i sielankowo. Najpierw bażanty, potem kiełbaska z grilo-ogniska i czas wolny. Pełna swoboda. Każdy robił co chciał i z kim chciał. Chcesz siedzieć i gadać to siadaj.
– Masz kiełbaskę. Myśliwska, dobra, jedz.
– Chcesz w piłe grać? To kopaj (piłek na Chocimku mamy przynajmniej o jedną za mało :)) i tak popołudnie minęło. Grupki się porobiły i czas miło spędzony zleciał.

Ale nie na 138.
Tam zgodnie z kalendarzem nasi myśliwi oraz jednego z nich żona, weszli w „tryb edukacja” w dobrym tego słowa znaczeniu. Trochę o zwierzynie, trochę o jej zwyczajach, pewnie także o lesie, bo przecież główno prowadzącym był nasz leśniczy podłowczy kol. Piotr Nalewajczyk, także o sygnałach łowieckich i o sygnałówce w praktyce. A w gronie organizatorów inicjator akcji-edukacji z dziećmi z Zespołem Szkolno-Przedszkolnym w Dąbiu, szczególnie wielki ciałem i duchem kol. Wojtek „Czerwiec” Wójcik (kto kalendarz 2024 ma i drugą połowę dla której rok się skończył na przywołanym miesiącu ten wie skąd przydomek :)), oraz żona jego Magda, zapewne koordynatorka ds. kontaktu z placówką, tym razem i mamy nadzieję w kolejnych latach także, oraz kol. Piotr Kostrzewa, kol. Bartek Wojciuszkiewicz. Wielkie dla niech gratulacje za świetną akcje-edukacje.


Akcja „Bażant” stała się tradycją szumną i słuszną i coraz to większe zatacza kręgi. W kuluarach mówi się, że jeśli w przyszłych edycjach na obu obwodach w równolegle prowadzonych działaniach chętnych do udziału i zadowolonych z niego będzie tak wielu zainteresowanych to akcję trzeba będzie biletować. Bo jak wiemy pojemność łowiska jest ograniczona :).
Darz Bór!

No i bym był zapomniał. Nie obyło się bez pamiątkowego zdjęcia.

Od lewej: Wszyscy zadowoleni ze spotkania, którym udało się i chcieli wejść w pamiątkowy kadr. Wychowawczynie i wychowankowie, myśliwi i ich rodziny.

Ja, autor tekstu byłem po drugiej stronie obiektywu i za kierą. Niezła akcja. Akcja pt. trzecia warstwa.

Piknik Gangu Bobera

Przełom lipca i sierpnia zawsze był dla mnie powodem do tęsknoty za tym cudownym, przeszczęśliwymi i jak nigdy w roku beztroskim czasem wakacji, który już minął. Jednak z drugiej strony był powodem do nadziei i radości z kolejnego miesiąca laby, który właśnie się zaczynał. Bo przecież „ważne są tylko te chwile których jeszcze nie znamy”. I tu nagle zaproszenie na piknik. Extra! Lubię pikniki, lubię te dzieciaki! Rozpoczęcie pikniku w Powiatowym Domu Dziecka w Lubsku zaplanowane zostało na godzinę 14:00. Już z daleka po udekorowanej bramie było widać, że będzie imprezowo. A na bramie miłe przywitanie. Tu z pustymi rękami nie wszedł ani świeżo wybrany Przewodniczący Rady Powiatu ani Nadleśniczy Nadleśnictwa Lubsko, a nawet delegat 4 Regionalnej Bazy Logistycznej Składu Nowogród Bobrzański nie prześliznął się niezauważony.

Wszyscy obdarowani torbami nafaszerowanymi upominkami spotkaliśmy się przy jednym stole. Jedni się już znali inni poznawali. Nowe znajomości zawiera się łatwiej kiedy mówi się tym samym językiem. W tym gronie wszystkich łączą cechy wspólne. Wrażliwość, dobro, chęć pomagania i dzielenia się. Dzięki nim mieliśmy okazję poznać prywatnych lokalnych dobroczyńców takich jak p. Monikę Maludy, Panią Magdę Drosik, właścicieli firmy M.P. Lipiec Ogrodnictwo Żary, przedstawicieli fundacji Kefas, firmy Sportano, firmy Uesa Lubsko, a w gronie ludzi (nie)zwykłych my, myśliwi z Koła Łowieckiego „Bór” Zielona Góra w osobach kol. Dionizego Stępniewskiego, kol. Marcina Choińskiego, który nie dość, że kolegą, myśliwym i przyrodnikiem wielkim jest to za każdym razem, także koordynatorem do spraw kontaktu z domem Dziecka, kolega Krzysiek Pupko i ja.


Bardzo miłe powitanie z ust Pani Dyrektor, podziękowanie za wsparcie nie tylko finansowe z ust Pani Prezes fundacji „Wspólne dobro”. Rozpuszczające serce jak ogień lód recytowane przez stremowane lecz odważne zarazem dobrze zapowiadające się recytatorki wiersze i silna deklaracja Pana Szafrańskeigo, wcześniej wspomnianego przewodniczącego, o wzmocnieniu pomocy i zaangażowania z jego strony. O silnej przemowie kol. Dionizego ze skromności wyrażonej w kolegi imieniu nie wspomnę.


„Częstujcie się Państwo!” Pora była obiadowa, więc grill i kociołek jak najbardziej na miejscu. Kuchmistrzem Pan kierowca a zastępcą jego, Pan psycholog. Nie tylko o kuchni była rozmowa. 15 lat w służbie dzieciom przynosi refleksje i spostrzeżenia.


Potem Słodkie. Podobno piekły dzieci. Po smaku wnioskuje, że nie te najmłodsze. Człowiek im młodszy tym bardziej dziecko. A im bardziej dziecko tym bardziej prawdziwy. Widać było jak chcą i łakną, kontaktu, rozmowy, okazania zainteresowania. „Pokaże Wam co potrafię na trampolinie.” I jak jeden zaczął tak trzech skończyło. Zabawa była przednia bo każdy z nas ma w sobie dziecko i trzeba tylko małego bodźca, szturchnięcia, poddania się emocją i zapomnienia, że jest się dorosłym i tak bardzo poważnym. Tu leżą kredki i mazaki a tu torba. Każdy może zrobić sobie torbę.
– No to ja chcę!
Myślałem, że dadzą mi igłę nitkę, kawał szmaty i będę szył :). Albo szablon i coś se odrysuje. Nie ma „letko”.
– Niech Pan narysuje Bobera.

-A co to jest ten Bober?
– No my! Jesteśmy Gang Boberów!
– A macie logo?
– Nieee…
– To zrobimy torbę z logo Gangu Bobera.
Obudziły się młodzieńcze pasje i talenty. Trochę się kiedyś kredek stemperowało. Nie mówię, że sam od początku zaprojektowałem i wykonałem i że nie potrzebowałem pomocy od mistrza Grzegorza, ponadprzecietnie uzdolnionego wychowanka PDD w Lubsku (naprawdę jest dobry) ale gdyby nie moja koncepcja to projekt nie był by tak doskonały :). Lecz gdyby nie dzieci nie odkrył bym w sobie dziecka.

Dziękujemy Wam dziewczyny i chłopaki a Wy podziękujcie wychowawcą i panu kierowcy, pani i panu psychologom, pani dyrektor, pani prezes i pani koordynator też, za pomoc w zorganizowaniu tak fajnego spotkania. Do następnego!
Elo!

autor: Piotr Gawłowski



Nie codziennie jest Dzień Dziecka


Nie codziennie jest Dzień Dziecka chociaż dzieci z Domu Dziecka w Lubsku w tym roku miały przynajmniej dwa. 1 czerwca chyba każdemu z nas miło się kojarzy a myśliwi z koła Bór w Zielonej Górze oraz nasi przyjaciele zadbali aby także 14 czerwca zapisał się w pamięci i był powodem do uśmiechu na twarzach „naszych’ dzieci. Scenariusz z założenia nie różnił się jakoś specjalnie od poprzednich. Zbiórka o umówionej porze na ul. Dąbrowskiego, dzieci już rozemocjonowane, witamy się jak starzy znajomi, uśmiech, ze starszymi „zbijamy pionę” z młodszymi przytulas, miejsca w aucie już dawno przyporządkowane, bo ekipa prawie zawsze ta sama a rezerwacja miejsc nastąpiła przecież już w drodze powrotnej po ostatniej dzieci u nas wizyty. Dbamy aby na wejściu było coś słodkiego więc i tym razem nie zabrakło. Dzieci, szczere, prawdziwe nie pozostają dłużne. Miło jest usłyszeć, że nie mogły się doczekać i że super, że jedziemy i że znowu będą mogli postrzelać. Na domku przywitanie i Prezesa mowa i tu czas się na chwilę jakby zatrzymał. Prezes inaczej chyba nie potrafi. Na szczęście dzieci w pięknym i szybkim stylu uwinęły się z podziękowaniami złożonymi na ręce naszego krasomówcy dla Wszystkich, którzy angażują się w organizacje dotychczasowych pełnych radości i serca i zabawy spotkań oraz tego pikniku. Tak to był prawdziwy piknik.


Młody myśliwy a od tygodnia młody Pan Młody, bo jakby mogło być inaczej, świeżo upieczony mąż wygospodarował czas aby na stole znalazło się wyborne ciasto i ręcznie robione pięknie przyozdobione ciasteczka. Serdecznie kol. Miłoszowi Krawcowi za to w imieniu dzieci, z tego miejsca dziękujemy tym bardziej, że jak dorośli wiedzą zawód mąż to etat na całą dobę, dzień i noc.

Nieco starszy stażem myśliwy i także mąż, stanął na wysokości zadania i tak stał i stał i kręcił dla wszystkich cukrową watę. I tak kręcił i kręcił, aż w pewnym momencie nie było wiadomo gdzie kończy się wata a zaczyna kol. Krzysiek Pupko.

„Kuuukurydza gotowana!”
Choć to nie plaża a do morza daleko słowa te wyśpiewywać mógł kol. Jacek Turowski, który w towarzystwie siostry Agnieszki „etatowej” i stałej działaczki w tego typu akcjach, ogarnął stoisko z kukurydzą, frytkami, goframi z owocami, z bitą śmietana, z czekoladą, z czym chcesz i jak chcesz. (Acha. A przy okazji czekolady. Było, także czekoladowe fondue. Że wiesz, że czekolada podgrzana się leja a Ty tam owoce podkładasz maczasz i zjadasz. Zajefajne. Kol. Jacek Witczak przywiózł). I za darmo wszystko!


„Jadą czterej jeźdźcy, jadą
Jadą czterej jeźdźcy”

Gastrofazę mamy już za sobą, pora aby wjechały motory.
Tradycyjnie przejażdżki motocyklowe pozostaną chyba stałym punktem programu. Kol. Marcin Łuczak, kol. Maciej Michalak przyjechali na GieeSach. Kultowe motocykle nie mniej jak powyżej cytowany kawałek Kultu czy Harley-Davidson model Slim, którego widać, że przed przyjazdem kol. Kazimierz Smyrak polerował, oraz „szlifierka” Honda CBR na której dojechać drogą, równością nie przypominającą płaszczyzny toru wyścigowego przyjechał nasz kolega, może kiedyś, także po strzelbie, Paweł MOTO Kornacki. (Co go podkusiło? Przecież w garażu stoi GS). Dzieci po 2 i po 3 i po 4 razy jeździły. Ale co tam takie przyziemne atrakcje. Zawsze pomocny z serdeczności znany Dawid Łobodziec (tak, ten od dachów) dźwigiem koszowym przyjechał aby to wszystko co wkoło się działo oraz otaczające nas piękno lasów, łąk upraw, jednym słowem piękno otaczającej nas przyrody można było z góry podziwiać. A do tego animatorka Brigida, przyjaciółka koła, a prywatnie przyjaciółka żona Dionizego, teraz to dopiero wymyśliła.


Najgorzej było z worka wyjść.
Znasz ten kawał jak Jasiu uczył się pływać „Pływanie to nic. Najgorzej było z worka wyjść” I coś w tym stylu zafundowała nam Brigida. Konkurencja „Bieg sztafetowy parami w worko-spodniach” Myśliwi kontra dzieci. Jakie to były emocje! Zaczynamy w parze nie z byle kim bo odznaczonym następnego dnia przez Sejmik Województwa Lubuskiego podczas Okręgowego Zjazdu Delegatów medalem Za Zasługi Dla Rozwoju woj. Lubuskiego, kol. Dionizym, na miejscu zmiany czekają kol. prezes i kol. Kamil podłowczy. Na kolejnej zmianie kol. Jacek szef kuchni polowej i kol. Robert. Start! Od startu ogień, pełnym sprintem do miejsca gdzie czekali kolejni członkowie drużyny. Synchronizacja wzorowa, nikt się nie wyglebał, pierwszy dystans był nasz. Co tam PESEL! Ma się tą kondycję na 15 metrów. Ściągamy szelki, niepoplątało się, spodnie już na dole, tylko nogawki przez buty przełożyć i następni niech w portki wskakują… ale gdzie ta kurna gumka! Puls 220, adrenalina plus 200 %, ręce się trzęsą, gumka ciasna…. Jasny gwint!

Tu nie chodziło o bieg na czas tylko o naukę opanowania. Teraz wiem co czują biatloniści na osi strzeleckiej. No przegraliśmy i to nie było z grzeczności. No to teraz przeciąganie liny. Hmm, teraz wam pokażemy. Chucherka kontra słusznej wagi i postury myśliwi. Nie takie dziki się przez rowy i pola ciągało. I tym razem założenie było błędne. Nie siła, nie opanowanie a koncentracja i szybka reakcja od pierwszych chwil po sygnale do ataku decydowały o zwycięstwie. „I choćby przyszło tysiąc atletów i choćby zjedli tysiąc kotletów…” to pociągu siły, determinacji, woli zwycięstwa, zgrania, braterstwa, wzajemnej pomocy jakie tkwią w tej zgranej paczce co pod jednym dachem mieszka i uczy się trudów codzienności i dzieli się nimi, nie złamiesz. Będzie z tego chleb a my możemy być dumni, że mamy w to wkład.

A teraz odbezpiecz.
Wróćmy na chwilę do osi strzeleckiej. Osie były dwie. Pierwsza instruktażowa druga konkurencyjna.
Na pierwszej miałem zaszczyt zostać poproszony do pomocy wyborowemu strzelcowi prawdziwemu przyrodnikowi, kol. Marcinowi Choińskiemu, który nie tylko zorganizował osie, śrut, tarcze i karabiny (wiatrówki) ale także jest jak co roku koordynatorem do spraw kontaktu z Domem Dziecka. W tym przypadku po dwóch lekcjach jakie dostaliśmy od dzieci, mogliśmy je czegoś nauczyć. „Dołek strzelecki, kolba, baka, skład, rozstaw nogi, pełne światło, nie dotykaj okiem lunety. A teraz odbezpiecz, palec na spust powoli wypuszczaj powietrze i delikatnie muskaj spust. Strzał ma Cię zaskoczyć. I tak ze 30 razy. Warto było. Prawie wszyscy trafiali w blachę w kształcie kaczki nie większą niż małe jabłko. Na drugiej osi już poważna konkurencja, którą prowadził i sędziował Marcin. Konkurencja (oczywiście dzięki właściwemu instruktarzowi :)) była zacięta a najlepsze wyniki zostały ogłoszone i nagrodzone.


Ukulele i inne dziwne przedmioty
Wszyscy albo jeżdżą, albo biegają, albo strzelają, jedzą piją z góry patrzą a na ławeczce przed domkiem siedzi nikomu nie znany i do nikogo niepodobny mężczyzna w słusznym wieku i melodyjnie pobrzdękując na takiej jakby gitarze, tylko, że trochę takiej kieszonkowo-plecakowej.

To pasjonat Ukulele, gry na niej oraz kolekcjoner przedmiotów z bakielitu, starych lamp i młynków do kawy. Przedmiotów już nikomu nie potrzebnych, którym daje drugie życie. Człowiek pozytywnie zakręcony, lat 69, zaproszony do udziału w pikniku przez kol. Macieja Michalaka. Przed domkiem robił nastrój a w domku zrobił wykład na temat historii ukulele, pokaz swoich umiejętności i świetną robotę, której plonu być może nie będzie okazji mu docenić ale jak sam powiedział „będę szczęśliwy, jeśli choćby jedno dziecko zarazi się moją pasją, którą będę mógł przekazać.” Na pozór atrakcja, która nie równa się z szaleństwem, które jeszcze przed chwilą trwało na zewnątrz ale nauka głęboka. Bo kto ma ma pasje tego się głupie pomysły nie trzymają a nic tak jak pasja nie skłania do zgłębiania wiedzy i samorozwoju. Taki Gość nas i dzieci zaszczycił.

Cztery godziny (nie licząc mowy prezesa :)) minęły błyskawicznie. Odwózka w pięknym stylu z „zimnym łokciem” i muzą na fula. Tupac feat Ice Cube potwierdził, że muzyka i potrzeba dawania łączy pokolenia.

Dziękujemy wszystkim Panią opiekunką z Domu Dziecka a szczególnie koordynatorce Pani Ani Kluczewskiej za to że były, że z uśmiechem na twarzy czas poświeciły,
Agnieszce Pupko, że była i z uśmiechem jak zwykle pomagała,
Jackowi Witczakowi za maszynę do waty cukrowej za fontannę i że był i pomagał,
Robertowi Kosickiemu, że był, że pomagał i dzielił się swoją pogodą ducha,
Bartkowi Wojciuszkiewiczowi za to, że był, że dał się namówić na udział w sztafecie, że pożyczył Dawidowi bluzę aby mu zimno na na górze nie było,
Krzyśkowi Kowalskiemu i jego żonie też, że dołączyli się do zabawy ze swoimi pociechami,
córce kol. Marcina i jej chłopakowi za wsparcie, uśmiech na twarzy.

A także tajemniczemu Gościowi, że przybył, pięknie grał i pasją się podzielił. Na razie wiemy, że jest emerytem, nie jest myśliwym, jest z Krosna Odrzańskiego ale tak jak my ma dobre serce, wrażliwość na piękno i ma pasję.

Dziękujemy wszystkim, którzy zostali i nie zostali wymienieni a przyczynili się do tego wspaniałego spotkania, na którym integrowali się myśliwi, dzieci, dzieci myśliwych przyjaciele koła oraz przygodni goście, którzy czerpiąc przyjemność dzielili się sobą i swoim czasem. Bo dzieciom nie zależy na super atrakcjach chociaż fajnie, że są. Dzieci potrzebują nas i naszej im poświęconej uwagi.

Tekst: Piotr Gawłowski

Zdjęcia: koledzy z koła





Przystrzeliwanie broni. Obowiązek czy przyjemność?

Przynajmniej raz na rok myśliwy musi sprawdzić czy jego broń strzela tam gdzie wskazuje krzyż. Przystrzeliwanie jest regulaminowym obowiązkiem każdego myśliwego. Obowiązek? Jaki Obowiązek! Wprost czysta przyjemność. 18 maja w piękny, wcale nie słoneczny dzień, lecz ani trochę deszczowy i do tego bezwietrzny, czyli w sumie ciepły (bo jak wiadomo najgorszy jest wiatr, bo jak jest wiatr to jest zimno :)) spotkaliśmy się w Popowicach na strzelnicy FOX u naszego kol. po strzelbie Marka.

Założenie z góry było takie, aby nie był to dzień tylko dla nas, ale także dla naszych bliskich. Wobec tego zjawiły się żony i dzieci, rodzina, przyjaciele i znajomi. Bawili się wszyscy. Oczywiście, że najważniejsze było sprawdzenie gdzie krzyż a gdzie kula, ale to to była dopiero przystawka.


Daniem głównym był konkurs strzelecki o Puchar Prezesa. Do konkurencji przystąpiło 16 myśliwych. Jednocześnie równoległa rywalizacja toczona była wśród dzieci, które pod okiem instruktorów poznawały obycie z bronią i przyjemność z trafiania do celu.

Jak przebiegły zawody? Przede wszystkim bezpiecznie, sprawnie i pysznie za co szczególnie dziękujemy kol. sędziemu Adamowi Zagierskiemu wieloletniemu przyjacielowi koła, naszemu kołowemu koledze, instruktorowi, sędziemu głównemu Eligiuszowi Woźniakowskiemu, gospodarzowi strzelnicy Markowi Napiórkowskiemu (instruktorowi i kierownikowi strzelania dziecięcego) oraz niesamowicie skrupulatnym, bezstronnym i niezawisłym w liczeniu i zapisywaniu punktów żonom myśliwych – Iwonie Reszczyńskiej i Kasi fanatyczki strzelby Łuczak.

Smaku całemu przedsięwzięciu dodali jak zwykle nasi niezawodni kucharze kol. Jacek, Grzesiu i znów, tym razem Demczak Jacek, którzy dziś ewidentnie w tajniki dobrej myśliwskiej kuchni wdrażali starzystów.

Czy kiełbasa trochę z dzika, trochę z jelenia, do tego oczywiście, także myśliwska kaszanka, mogły smakować inaczej? Było przepysznie?


Z obłoków niebiańskich smaków zejdźmy na ziemią i wróćmy do Pucharu Prezesa.
Bezdyskusyjnym zwycięzcą został Mariusz Mikołajczak czujący oddech srebrnego medalisty Kamila Reszczyńskiego, który z kolej ledwo zwyciężył za deptającym mu po piętach królem sezonu 2022/2023 Krzysztofem Pupko.
Bravo dla podium!


Lecz zwycięzców było wielu. Dziś zwyciężył każdy, bo każdy oddający choć jeden strzał, doświadczył obycia z bronią.

Dlatego właśnie Komisja ds. promocji postanowiła nagrodzić prawie wszystkich uczestników wśród, których rozlosowała nagrody „nazbierane” z zasobów własnych oraz od sponsorów, których emisariuszem był kol. Piotr Bogdanowicz. Czapka PULSAR, Czapka DELTA, brelok GECO, smycz IWA. To nie reklama. To podziękowanie. Bo mała rzecz a cieszy!
Przystrzeliwanie rozpoczęło się o godz. 9:00 a zakończyło około 14:00. Pięć godzin świetnej zabawy i jedwabiście spożytkowanego czasu. Nie było Cię? Szkoda, że Cię nie było.

Zakończenie sezonu, Chocimek 13.01.2024 r.

13 stycznia w Chocimku na obwodzie 184 odbyło się ostatnie w tym sezonie polowanie zbiorowe. Polowanie kończące sezon łowiecki 2023/24.

W sumie można by napisać, że polowanie jak każde inne dla regularnie uczestniczących w naszych „zbiorówkach”, nie wyróżniające się jakoś szczególnie. Można by powiedzieć, że choć chłodno to atmosfera ciepła, posiłki przesmaczne, że Hubert dażył bo na pokocie jeleń i to nie jeden a organizacja jak zwykle wzorowa, w sumie było fajnie i miło bo ci co mogli i chcieli się spotkali, zjedli, wypili, pogadali.

Jednak to nie tak jak myślisz misiu.
Organizacja takiego polowania zaczyna się, jak nie na nie wiele tygodni, to przynajmniej na wiele dni wcześniej. ASF i wilk zrobiły swoje. Minęły czasy kiedy aby upolować wystarczy wyjść w łowisko. Teraz to czas dla uważnych obserwatorów, dobrze zorientowanych w łowisku, w stanie zwierzyny i miejscach jej bytowania. Jednym słowem to czas dla prawdziwych myśliwych. Czas tropicieli.

Na polowanie zapisało się lekko ponad 30 myśliwych. Zbiórka 7:30, wyjechali, dwa mioty wzięli, postrzelali teraz by co zjedli. Trzydziestu myśliwych i naganka. Jest dla kogo gotować ale na szczęście w naszym kole jest też komu smacznie gotować.

Ze świetną inicjatywą wyszedł Łowczy. Będzie piątek, mamy domek, spotkajmy się i wspólnie coś ugotujemy. I tak było. W zacnym składzie pod nadzorem szefa kuchni kol. Jacka spotkaliśmy się z niezłomnym kol. Jankiem, łowczymi kol. Pawłem i kol. Kamilem, skarbnikiem kol. Tomkiem, „etatowym” mężem zaufania kol. Marcinem i królem mijającego sezonu kol. Krzyśkiem, oraz kol. jeszcze stażystą Krzyśkiem Kowalskim uprawiając tak zwany Slow Cooking, który jak sama nazwa wskazuje musi trwać. I trwał do późnej nocy a nawet do wczesnego ranka, aby myśliwym na śniadanie w łowisku nie zabrakło ciepłej, przysmażonej, pokrojonej w plasterki kiełbaski z cebulką z bułką podanej. A do tego oczywiście, gorąca herbata i kawa. Jak smakowało? Komentarz nie może być inny. Jedno zdjęcie mówi wszystko. Klękajcie narody!

Zjedli, napili się? No to robimy kolejne dwa mioty.
Mżyście było, wiało, ale było warto. W trzecim miocie byk, w czwartym łania. Polowanie udane. Pora była aby pokot rozpalić.
Na pokocie trzy byki i łania. Tym razem dzików ani drapieżników nie było.
Królem polowania został kol. Mariusz Mikołajczak a że koło Bór gościnne jest i przyjaciół docenia :), tak więc nie było niczym ani nowym, ani dziwnym, że vice królem ostatniej „zbioróweczki” w sezonie został kol. Janek Olejnik. Za nim nagrodę odebrał długo oczekujący na tak zaszczytny choć podziurawiony medal kol. Dionizy Stępniewski. Gratulujemy kolegom!


Skrupulatny, godny naśladowania za wzorowo i twardą ręką prowadzone polowanie kol. Marcin Choiński podziękował za pomoc w organizacji udanego i bezpiecznego polowania kol. Kamilowi Reszczyńskiemu i kol. Mariuszowi Mikołajczakowi.
Po nim głos zabrał łowczy. I tu niespodzianka. Sumienność, uczestnictwo i zaangażowanie naszej dzielnej Leny, naszej sygnalistki, chowanej przez kol. Kamila w kulcie myśliwstwa i wszystkiego co w nim dobre a z nim związane zostały docenione a sama Lena obdarowana drobnym upominkiem, który nieplanowanie lecz osobiście miałem zaszczyt wręczyć. Świetny, godny pochwały akcent. Gratulacje dla Leny za całokształt, której emocje nie przeszkodziły w towarzystwie kolegów sygnalistów czysto odegrać „Na posiłek”.

Gotujących grupy były dwie. kol. Darek, kol. Grzesiek i kol. Kaceper odpowiedzialni byli za posiłek na ostatni miot. Oni także w piątek nie leżeli po pracy przed telewizorem. Na biesiadę były flaczki a na „wydawce” niezłomny Janek w asyście Marcina i Jacka, którzy z uśmiechem posiłki przepyszne wydawali. Po biesiadzie ciasto, które także robi się wieczorem aby na rano jak najświeższe było. Tu podziękowania dla naszego nadwornego kolegi Cukiermistrza, „Miłosza z Przylepu”.

Byłem prawie na każdej zbiorówce w tym sezonie. Zawsze było bezpiecznie, smacznie i miło. Spotykaliśmy się rozmawialiśmy, cieszyliśmy, żartowaliśmy. Uwieczniając te chwile robiliśmy zdjęcia z których mamy pamiątkę w postaci kalendarza na rok 2024.
Darz Bór koledzy! To był dobry sezon. Oby tak dalej.

Polowanie Mikołajkowe 2023.

Drugi grudnia dwa tysiące dwudziesty trzeci rok, obwód sto trzydziesty ośmy, Laski.
Przybyło około trzydziestu myśliwych wśród, których znalazła się Diana. Wprawdzie gościnnie ale wszyscy zadbali o to by czuła się jak u siebie. Jak w kole „Głuszec Krosno Odrzańskie”. Zimno, mroźno, biało. Jak na „białą stopę” przystało. Śnieg. Było przepięknie. w takiej scenerii rzadko widujemy nasze łowiska. Aż miło. Na pokocie dwie sarny. Ale nie tylko po to się spotkaliśmy.

Mioty cztery, oddalone od siebie tak by można było się trochę w przyczepie ogrzać, posiedzieć, pogadać, powspominać, pośmiać. Młodzi myśliwi jeszcze nie mają zbyt wielu doświadczeń, którymi się mogą podzielić i zapewne dopiero piszą swoją w kole łowiecką historię, ale doświadczonych aż miło posłuchać. Ale co w łowisku to w łowisku. Przyjazna atmosfera, gwar, ciepła herbata a wśród tego wszystkiego my. A pomiędzy, wykwintna kuchnia. Marcin, Jacek, Bartek. Niech żyją! Kto był, nie żałuje. Kto nie był, niech żałuje. Tak to wyglądało w ogóle. A jak w szczególe?

Świetnie poprowadzone i zorganizowane polowanie przez młodego leśnika, podłowczego Piotra Nalewajczyka przy asyście bardziej, doświadczonego myśliwego, oddanego łowisku, świetnego kolegi Tomasza Chojnackiego. Ciężka praca popłaca. Tomek zapracował na Króla pudlarzy. Niech mu Knieja darzy, bo zasługuje! Wicekrólem polowania. został kol. podłowczy Kamil Reszczyński. Po dwudziestu pięciu latach na obwód sto trzydziesty ośmy wrócił król. Niech żyje król Mariusz Mikołajczak!


Myśliwstwo to nie tylko polowania. To przede wszystkim kultura łowiecka, kuchnia i szeroko pojęta tego wszystkiego oprawa.
Dziękować czy chwalić?
Wsiadam do przyczepy, nie poznaje. Ławki ułożone inaczej, miękkie, przyjemne, odmalowane, podbitka świeża, oświetlenie na LEDach. „Tu jest jakby luksusowo!”. To Dionizy, którego nazwiska nie trzeba wymieniać, wielce zasłużony działacz nie tylko na rzecz polskiego myśliwstwa ale przede wszystkim na rzecz Naszego koła. Dionizy Stępniewski! Świetna robota! Dziękujemy!


Kucharzy ci w naszym kole dostatek. I o to chodzi!.
Niesamowite techniki i smaki (wiedziałeś, że warzywa kroi się metodą Juliana? Ja nie). Na śniadanie pierożki z kapustą i grzybami, i barszcz. Prawdziwy! Trzy razy dolewałem. Na ostatnim miocie zupa treściwa. Prawie jak u mamy.
Mięso papryka, ziemniaki, cebuli trochę i serce, które dodali w swą pracę Nasi kucharze. Gulaszowa, Marcinowo, Jackowo, Bartkowa jedwabista! Ciasto od kolegi Miłosza rewelacyjne.
Grzechem było by nie wziąć do domu dla bliskich. W tym przypadku nie zgrzeszyłem.

Polowanie Mikołajkowe 2023 r. należy uznać za udane.
Darz Bór!

3 listopada 2023 – Polowanie Hubertowskie na 100-lecie PZŁ

fot. kol. P. Bogdanowicz

Dokładnie 3 listopada i dokładnie punkt 8:00 dało się w Chocimku słyszeć „Myśliwskie powitanie”. Sygnał poprzedzony „Zbiórką myśliwych” zagrany przez „Borowików” z koła „Bór Zielona Góra” zapoczątkował Polowanie Hubertowskie.

Polowanie szczególne, bo na 100-lecie PZŁ, które za sprawą mszy świętej i księdza proboszcza z Górzyńskiej parafii przybrało odświętną oprawę, a całą ceremonię ubarwiła wspaniała góralska orkiestra w osobach naszych gości, przyjaciół koła, a zarazem kolegów po strzelbie, górali z Pienin.

Czytaj dalej „3 listopada 2023 – Polowanie Hubertowskie na 100-lecie PZŁ”